Kuny

Pewnie już nie raz o nich słyszeliście. Zabawa, zamieszanie, psikusy. Nie widać, nie słychać, a są. Numery inwentarzowe się nie zgadzają, ziarenka pszenicy też nie (tekst o kurze Ricie), „zamieniły się” modele nutrii w pawilonie nr 11. Efekty zamieszania widać gołym okiem, za to po sprawcach pozostaje tylko cichy chichot niosący się z różnych stron Szreniawy. Tak to one. Nie należą do zwierząt gospodarskich, upierają się że pochodzą od prapraprapraprałasiczki Mona Lisy i to nie ich wina, że w żyłach płynie niebieska krew. Na pytania poważne odpowiadają żartem, na żarty tonem poważnym. Mimo wszystko obcowanie z nimi to czysta przyjemność i powód do radości. Nie mają konkretnych zadań do wykonania w naszym Muzeum, gdyż nie są jego mieszkańcami. Z tego co nam wiadomo, uwielbiają programy graficzne i często opracowują karty edukacyjne dla dzieci. Nie są jednak nigdzie zatrudnione na etacie, gdyż jak twierdzą, mają dusze artystyczne i wolą, aby tak pozostało. Może i dobrze, bo pewnie w niejednym dziale wprowadziłyby niemałą dezorganizację. Mieszkają po sąsiedzku w lesie i bardzo przyjaźnią się ze zwierzętami zameldowanymi w oborze i wolierach. Lubią pomagać, oczywiście wtedy gdy akurat nie przeszkadzają, i robią to w piękny sposób – bezinteresownie. Przecież w czasie trwania prac polowych wszyscy są pewnie przekonani, że to wysiłek osób zatrudnionych w instytucji, a to nie dokładnie tak…Nie oczekują jednak na podziękowania od nikogo i tak wiedzą, że są bardzo doceniane i lubiane.

Ale jak kuny leśne wyglądają? Adekwatnie do charakteru – zwinnie i lekko. Nasze małe łasicowate cechują się długim giętkim ciałem i krótkimi zgrabnymi nóżkami. Sierść jest ciemnobrązowa, natomiast na brzuchu jej odcień jest o parę tonów jaśniejszy. Szyję zdobi kremowa bądź żółtawa plama. Nie przepadają za tym, szczególnie panie, ale jedna z najbardziej urokliwych cech to owłosione opuszki palców i stóp. Cóż wiadomo, często to czego sami nie lubimy w naszym wyglądzie, zachwyca innych. Co do pyszczków kun, to są one wąskie, ale za to szeroko roześmiane. Nos hebanowy. Są piękne i kropka! 

Mieszkają w dziuplach drzew i co ciekawe, żadna kuna nie ma jednego adresu, tylko kilka, oczywiście w obrębie swojego terytorium. Wybierają czasem na lokum również opuszczone ptasie gniazda, norki wiewiórek, a nawet szczeliny skalne. Każda ma zatem parę domów. Pisze się o kunach często jako o wielkich samotnikach, ale sprawa ma się zupełnie inaczej jeśli chodzi o n-a-s-z-e kuny. Są one towarzyskie, ciekawskie i uwielbiają towarzystwo innych zwierząt, szczególnie owiec – mają podobne poczucie humoru i jak się spotykają, wszystkie beczą ze śmiechu. Ale nie tylko z owcami lubią się spotykać. Przychodzą w odwiedziny do wszystkich zwierząt w Muzeum i opowiadają o nowinkach z lasu, chętnie przy tym spożywając przyrządzony dla nich poczęstunek. Przygotowania do ich wizyty nie są skomplikowane, gdyż kuny nie są wybredne – jedzą niemal wszystko.

Zapewne już zauważyliście, że brakuje filmiku o naszych bohaterach i bohaterkach. Powody są dwa. Dla kun leśnych dzień zaczyna się wieczorem i nocą. Za dnia raczej trudno je zobaczyć, jedynie czasami ślady stóp zdradzają ich obecność. Drugi to taki, że bardzo chronią swą prywatność i nie lubią być filmowane. Teraz nie muszą się jednak zanadto tłumaczyć – jest RODO, które stanowi wystarczające usprawiedliwienie. Nie znaczy to jednak, że nic nie przygotowały dla Was. Kliknijcie to zobaczycie!

Pozdrowienia od Zuzy, Kasi, Tomka i Marka i Piotra (tak, to tych dwóch ostatnich zjadło osłonki od kabli w paru autach, ale przeprosiły, więc się nie liczy).

/Julia Hanulewicz/